Wpisy

Nie jestem idealnym nauczycielem!

Często oddaję się refleksji na temat swojej pracy, tym samym – na temat samej siebie. Staram się przed samą sobą sprawiedliwie ocenić podejmowane działania, decyzje, inicjatywy oraz na chłodno przeanalizować własne reakcje i zachowania w przeróżnych sytuacjach. Stosuję to w ramach autoterapii, która nie zawsze daje mi poczucie pełni szczęścia, a wręcz przeciwnie – daje do myślenia i uświadamia, jak bardzo jestem nieidealna. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy to jest dobre i czy pozytywnie wpływa na moją samoocenę, niemniej wiem, że jest mi to bardzo potrzebne. Nazywam to rozmową z samą sobą, choć bardziej przypomina to wewnętrzny monolog. Za każdym razem dochodzę do różnych wniosków, niemniej zawsze utwierdzam się w przekonaniu, że wcale nie chciałabym być idealna, co nie oznacza, że inni tego ode mnie nie wymagają. I tutaj pojawia się zgrzyt, który nierzadko wywołuje wyrzuty sumienia, znacząco wpływa na postrzeganie własnej osoby zaniżając samoocenę i prowadzi do stawiania sobie coraz bardziej wygórowanych wymagań, których nie da się w pełni zrealizować. Prowadzi to do powstania tzw. błędnego koła. Chcę więcej, wymagają ode mnie więcej, narzucam sobie więcej, aż w końcu nie wyrabiam i znowu się dołuję – bo okazuje się, że jednak nie potrafię dać wystarczająco więcej, by usatysfakcjonować siebie i innych jednocześnie. Gdy się dołuję, myślę, że trzeba więcej, aby z tego dołka wyjść – i schemat zatacza koło. Jestem nauczycielem. Jestem też pewna, że nie jedynym na świecie nauczycielem funkcjonującym (choćby w poniekąd/w części) w ten sposób. Czyż nie? 😉

Nie nadaję się do tej pracy…

Mówi się, ze nie popełnia błędów ten, który nic nie robi. Zgodzę się z tym, choć dla mnie nie robienie niczego również można umieścić w kategorii błędu. A błędów popełniam masę. Ciągle się uczę. Część z nich sprawia, że już więcej ich nie powtarzam, kolejna część – przysparza mi sporo przykrych emocji i wymaga zdecydowanie większego nakładu własnej pracy, by ich nie powielać.

Czy przechodzi mi przez myśl to, że nie daję się do swojej pracy? Nie. Ale frustruje mnie fakt, że nie ze wszystkim jestem w stanie sobie poradzić tak, jakbym chciała lub jakby chcieli, żebym to zrobiła, inni. Studiując pedagogikę większość ludzi myśli, że będzie zmieniać świat na lepsze i będą idealnymi, zorganizowanymi i książkowo działającymi nauczycielami – wzorami do naśladowania. Tak też myślą o nas inni. W głowach mamy stereotyp nauczyciela, który jest człowiekiem bez skazy, dlatego nie należy się dziwić z powodu takiego stanu rzeczy. Niemniej życie weryfikuje i na początku swojej nauczycielskiej kariery większość z nas zderza się ze ścianą, a raczej z rzeczywistością, powątpiewając, czy to aby na pewno droga właściwa dla mnie.

O co chodzi? O to, by odnaleźć prawdziwego siebie, przestać spełniać wymagania innych, nabrać dystansu i pokory oraz w zgodzie z samym sobą i własnym sumieniem realizować nauczycielską misję. Chwile kryzysu i zwątpienia przyjdą – jest to nieuniknione (nie tylko w naszym zawodzie), ale z czasem i nabywaniem doświadczenia nauczymy się sobie z tym radzić.

Zarzucanie braku wiedzy i doświadczenia

Nie da się ukryć, że zawód nauczyciela nie cieszy się już takim prestiżem i poważaniem jak jeszcze kilkanaście lat temu. Zawsze wspominam opowieści mojej babci, która słysząc, że nauczyciel zwraca uwagę jej córce, czuła głęboki wstyd i jeszcze swoje od siebie jej dołożyła w domu. Obecnie mamy do czynienia z kompletnie odmiennym modelem funkcjonowania – a wynika z racji utraty autorytetu. Już nie wspomnę o młodych nauczycielach, którzy stawiają dopiero pierwsze kroki w pracy, którą podjęli po gruntownym „przeszkoleniu” w trakcie 5 lat studiów. Nie masz dzieci? Jesteś młoda? Co ty możesz wiedzieć o dzieciaci i ich wychowaniu? Jest to przykre. Tak, również się z tym zetknęłam. W Internecie nierzadko spotykam wypowiedzi ludzi proszących o radę, co zrobić, bo dwie nauczycielki w grupie dziecka są świeżo po studiach i nie do końca wierzy się w ich kompetencje. Moja rada jest prosta: rodzicu, zaufaj. Rozumiem, że w innych branżach nowi pracownicy zatrudniani są wyłącznie posiadając kilkuletnie doświadczenie? Ale gdzieś musieli je zdobyć. Któreś z ich miejsc zatrudnienia było pierwszym. Ktoś powie: no tak, ale to praca z dziećmi – żywymi istotami wymagającymi szczególnej opieki i znajomości fachowych metod mających prowadzić do ich efektywnego i prawidłowego rozwoju. Ach, tak? Myślę wtedy o momencie, gdy ta osoba została rodzicem pierwszy raz i o tym, jakie doświadczenie rodzicielstwa miała dotychczas. Hm… no właśnie 🙂

Tak – popełniam wiele błędów…

…tak jak błędy popełnia każdy inny człowiek, również rodzic. Przede wszystkim stale uczę się oddzielać swoje życie prywatne od zawodowego. Podkreślam – uczę się, bo w pełni zrobić tego nie potrafię. I o ile śmiało mogę stwierdzić – umiem w pracy nie myśleć o sprawach prywatnych i mimo pojawiających się od czasu do czasu problemów osobistych, funkcjonować tak, by nie miało to żadnego wpływu na jakość mojej pracy i na towarzyszący mi nastrój, to jednak nie potrafię nie przynosić pracy do domu (dosłownie i w przenośni). Na początku przynosiłam do domu dosłowne wszystko – dekoracje, scenariusze, książki – co tylko się dało. Wracałam, piłam kolejną kawę (choć pewnie pierwszą ciepłą w ciągu dnia) i wycinałam chmurki, śnieżynki, przygotowywałam elementy do prac plastycznych, rozpisywałam wszelkie aktywności mające odbyć się kolejnego dnia, a nawet planowałam cały tydzień do przodu (krok po kroku, od ogóle do szczegółu). Powiedziałam: stop! ale dopiero wtedy, gdy zaczęło stanowić to problem dla moich bliskich, a poniekąd i dla mnie samej – tak, potrzebowałam impulsy z zewnątrz. Nauczyłam się organizować tak czas w pracy, by większość z tych rzeczy przygotowywać w przedszkolu.

Niemniej stale powtarzam, że o ile rzeczy „techniczne” mogę tam zostawić i wrócić bez nich do domu, to jednak nie jest to praca w biurze (przepraszam, jeśli kogoś urażę), że zamykam drzwi i wracam do swoich czterech ścian z czystą głową. Stale myślę o dzieciach, o ich problemach, o tym co się wydarzyło, co mogę zrobić, by było lepiej, jak im pomóc, kontaktuję się z rodzicami, zdaję raporty (teraz w jeszcze większym nasileniu z racji ograniczonego kontaktu bezpośredniego), wymyślam atrakcje dodatkowe, podejmuje kwestie organizacyjne, prowadzę przedszkolnego Facebooka i stronę internetową. Mam wrażenie, że nawet w ciągu weekendu (choć bardzo się staram, aby to zmienić!) sporą część czasu zajmuje mi myślenie o pracy. Lubię swoją pracę i działanie na jej rzecz nie jest dla mnie przykrym obowiązkiem, ale w pewnym momencie człowiek uświadamia sobie, że to chyba za dużo. Im więcej się do czegoś przykładasz, im więcej wysiłku wkładasz w pracę, im bardziej chcesz mieć poczucie wewnętrznej satysfakcji, tym bardziej boli, gdy coś nie idzie po twojej myśli, a przebieg wydarzeń schodzi na kompletnie inny tor.

Przyznaję się do tego, że czasami nie mam już siły. Chce mi się płakać – i płaczę. Czasami postąpię niezgodnie z tym, czego uczono mnie na studiach. Zdarza się, że zastosuję metodę, która uznawana jest za niepedagogiczną. Czasami mam zły humor i zauważam, że niepotrzebnie przenoszę go na grunt przedszkolny. Czasami jestem zdenerwowana i powiem za dużo współpracownikom. Przejmuję się zdecydowanie za bardzo tym, co mówią inni oraz błędnie interpretuję zachowania innych. Jestem człowiekiem. Mam swoje fanaberie, wizje i bywam uparta.

Ale coraz częściej wrzucam na przysłowiowy luz. Mimo że nadal mam poczucie, że robię sporo, a czasami nawet więcej niż powinnam, to jednak moja głowa jest przy tym lżejsza, bo wyłączam poczucie presji czasu. Są sprawy, które wymagają szybkiego i zdecydowanego działania, ale są też takie, które nie ważą na losach całego świata. Długo mi zajęło zanim do tego doszłam i w pełni sobie to zinternalizowałam. Dzięki temu czerpię zdecydowanie więcej radości ze swojej pracy oraz z życia osobistego. Kocham swoją pracę i grupę. Uważam, że w żadnym innym zawodzie nie odnalazłabym się tak, jak w zawodzie nauczyciela. Ale trzeba naprawdę wiele przejść, zanim osiągnie się wewnętrzny constans i spokój ducha pozwalający w pełni cieszyć się tym, co jest (przynajmniej w moim przypadku tak było). A jest naprawdę dobrze. Nie wszyscy mnie muszą lubić i się ze mną zgadzać. Część osób może potępiać moje postępowanie. Nie jest to istotne, gdy wewnątrz czujesz, że robisz coś w zgodzie z samym sobą, z własnym sumieniem, swoimi ideałami, nie robiąc przy tym nikomu krzywdy, czyli z poczuciem słuszności i działania w dobrej sprawie.

Czas na uśmiech 🙂

Nauczyciele mają to do siebie, że są bardzo ambitni i stawiają sobie często zbyt wysokie (wręcz wygórowane) wymagania. I choć szczerze nienawidzę, gdy ktoś mówi o szukaniu złotego środka, to jednak opłaca pochylić się nad tematem i znaleźć nie tyle owy złoty środek, co równowagę (a na początku chociaż jej namiastkę). Jeżeli ci się coś nie powiedzie – trudno. Jeżeli czegoś nie potrafisz – spróbuj. Jeżeli nadal nie wychodzi – poproś o pomoc (nie bój się tego). Jeżeli uważasz, że nie jesteś w czymś wystarczająco dobry – poszukaj w zespole kogoś, kto cię uzupełni. Pozbądź się zazdrości, która w tym zawodzie stoi często (niestety) na porządku dziennym. Bądź sobą, dawaj od siebie tyle, ile możesz, nie tyle, ile chcą inni. Doceń umiejętności innych osób, które uzupełnią to, czego nie jesteś w stanie dać i czerp satysfakcję z faktu, że możesz być częścią tak zgranego i pełnego zespołu. Przestań się zadręczać niepowodzeniami – pogódź się z nimi. Stwórz realny obraz siebie – nie bądź idealistą, a realistą. Rób dużo, ale tyle, by nie zabrakło ci sił. Bądź ambitny, ale znaj umiar…a będzie ci po prostu lżej i poznasz prowadziła radość z bycia nauczycielem 🙂

Nie ma idealnych ludzi, tak też – nie ma idealnych nauczycieli. Pozwól sobie na błąd. Stwórz przestrzeń na oddech. Bycie idealnym prowadzi do wspomnianego juz przeze mnie błędnego koła i jest powodem wielu niepotrzebnych frustracji.

–> Wpis ten powstał na podstawie własnych doświadczeń oraz bazując na rozmowach i obserwacjach innych nauczycieli z kilkuletnim stażem.

Koniecznie zajrzyj!

  • Nieśmiało zapraszam na Instagram  – link TUTAJ – tam znajdziecie nieco więcej o mnie, o tym co robię na co dzień, polecane produkty oraz zdjęcia z mojej przedszkolnej rzeczywistości. 
  • …oraz na Facebooka  – link TUTAJ
Facebook Comments Box

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *